sobota, 27 lutego 2010

Rozdział 3: Akceptacja

Dwa dni temu spotkałem się z  moim promotorem. Od początku roku mówił, że powinienem się bronić w czerwcu. Chyba nawet to było warunkiem na bycie jego magistrantem. To była ostatnia osoba, której nie spytałem czy zgadza się na mój wyjazd. W końcu po bardzo krótkiej rozmowie okazało się, że jeśli dziekan da mi przedłużenie studiów, to promotor nie ma nic do powiedzenia. Ale nawet nie wyglądał jakby go to jakoś poruszyło. Więc wychodzi na to, że wszyscy się już zgodzili. W tym tygodniu przygotowuję dokumenty (a trochę tego jest) i wysyłamy to za granicę:) No i zobaczymy co dalej...

wtorek, 16 lutego 2010

Rozdział 2: Formalności

Może na początek napiszę skąd nazwa blogu. To nie mój wymysł tylko przerobiony tytuł filmu Wima Wendersa Lisbon Story (http://www.filmweb.pl/f988/Lisbon+Story,1994). Opowiada on o dźwiękowcu, który wyjeżdża na poszukiwanie swojego przyjaciela zdjęciowca do Lizbony:) Polecam!
A formalności.. jak to zwykle przed każdym wyjazdem trzeba się nabiegać po biurach, uczelniach i bankach. Jeszcze nie wiem czy na pewno wyjadę, a już muszę to załatwiać. Wiem już, że dziekan na Politechnice powinien się zgodzić na przedłużenie studiów, wiem jak załatwić urlop dziekański na WSInf. Teraz czeka mnie rozmowa z promotorem i tworzenie całej masy niepotrzebnych papierów, które będą wysłane w różne miejsca europy. Do tego chcę dostać grant z Erasmusa, co mnoży jeszcze bardziej liczbę wszystkich dokumentów. Ale mam nadzieję, że się opłaci. Na domiar złego muszę zdać egzamin językowy. Jakby jeszcze się nie przekonali, że umiem mówić po angielsku... ale biurokracja to biurokracja..

wtorek, 9 lutego 2010

Część IV: Lizbona. Rodział 1: Pomyłka

Wszystko zaczęło się gdzieś w Szwajcarii. W Zurychu? Niedaleko w każdym razie. Niedaleko Zurychu, nie Polski. Chociaż to też względne.
Szacowne grono pojechało reprezentować IAESTE Polska na Konferencji Generalnej i walczyć o jak najlepsze oferty dla naszych studentów. I dla nas oczywiście. Oferty sprzedawały się, cytuję, "jak świeże bułeczki", więc nie było problemu, żeby dostać za nie coś dobrego. Pośród 420 ofert praktyk jakie zdobyli nasi reprezentacji trafiły się cztery do pewnej firmy w Lizbonie. Później wszystkie te dokumenty trzeba było w jakiś sposób przenieść do naszego systemu. Usiedli przy komputerach i jedna po drugiej przepisywali opisy praktyk. Opis pracy, wynagrodzenie, długość.. i tak dalej. Cztery oferty trafiły do bazy danych. Dwie dłuższe, dwie krótsze.
Przed Konferencją Krajową, na którą wybierałem się walczyć tym razem o dobre oferty dla naszych studentów Łódzkich, wybrałem jedną z tych czterech ofert dla siebie. W końcu coś robię w tej organizacji. Mam "priorytet". Dobra oferta, nie za długa, akurat na wakacje. Dokładnie moja dziedzina, jeszcze do tego w Lizbonie, a przecież czeka tam na mnie Cabo da Roca, którego nie udało mi się zdobyć w roku 2007/2008. Dostałem to co chciałem. Konferencja przebiegła nie bez problemów, ale dojechaliśmy szczęśliwie do Łodzi. Tyle tylko, że przed dotarciem, pewnie gdzieś w okolicach Torunia albo Włocławka odkryliśmy pewien błąd. Ten, który zaczął się w Szwajcarii i bezpośrednio dotknął mnie tam między Toruniem a Włocławkiem. Krótsza oferta była jednak dłuższa. Jest dłuższa. Jednostki mają znaczenie jak się okazało. Na fizyce nas tego uczyli, a teraz przekonałem się na własnej skórze. Moje 9-12 tygodni okazało się być miesiącami.
Teraz myślę i załatwiam. Jechać, nie jechać? Jeśli się zdecyduję, to pewnie będziecie czytać dalej:)