piątek, 2 lipca 2010

Rozdział 6: Anulowanie

Pewnie wszyscy już wiedzą... ofertę anulowali mi jakiś miesiąc temu, jak co roku z resztą. Nie chciałem nawet o tym tu pisać. Dla ciekawskich powiem, że urodziła się pewna inna możliwość też na półwyspie Iberyjskim, ale zobaczymy jak to będzie.... Na pewno napiszę:)

czwartek, 18 marca 2010

Rozdział 5: Czekam

Tak więc skończyłem załatwiać pierwszą część dokumentów, tę dla IAESTE. Papiery wysłane, nominacja zweryfikowana. Teraz maile muszą przebyć te 2500 kilometrów w jedną i drugie tyle w drugą stronę, żebym dowiedział się czy jestem zaakceptowany. Kolejna porcja dokumentów leży w moim pokoju i czeka na wypełnienie, tym razem do Biura Erasmusa.
W tak zwanym międzyczasie okazało się, że wyszły na rynek dwie płyty, na które biernie czekałem (nie wiedziałem, że wyjdą, ale myślałem, że będzie fajnie gdyby wyszły), a mianowicie płyta Amy Amcdonald i Raz Dwa Trzy. Można o nich przeczytać
tu: http://www.amymacdonald.co.uk/gb/news/2010-03-11/out_now_a_curious_thing/
i, o, tu: http://www.zespolrazdwatrzy.pl/blog/2010/01/1-marca-premiera-nowej-plyty-zespolu/

Zastanawiam się, czy to nie znak, bo przed poprzednim moim wyjazdem do Portugalii dostałem płytę Raz Dwa Trzy "Młynarski", a Amy nagrała swoją w czasie kiedy byłem w Szkocji. Historia lubi się powtarzać?

Tak więc czekam, jak w tytule postu, na informacje z Portugalii i na przesłuchanie powyższych płyt. Z niecierpliwością.

piątek, 5 marca 2010

Rozdział 4: Egzamin

Po raz kolejny zmusili mnie do zdawania egzaminu. Z angielskiego.
Jakby jeszcze nie zauważyli, że umiem mówić na poziomie B2. Najpierw zdawałem na Erazmusa, potem na zakończenie języka na Politechnice. Teraz na praktyki. W dzień egzaminu poszliśmy z Paulą na przedostatnie piętro budynku architektury skąd przez wielkie okna roztacza się ładny widok na pół Łodzi i postanowiliśmy się uczyć. Nawet muszę powiedzieć, że nam się to udało. Powtórzyliśmy czasy, jakieś szczegóły odnośnie listów formalnych i poszliśmy do SJO (Studium Języków Obcych).
Nie było źle. Oboje zdaliśmy i to z całkiem niezłym wynikiem. A przy okazji udało się nawiązać kilka miłych kontaktów, więc koniec końców egzamin był pozytywny w skutkach.
Z ostatnich formalności zostały mi podania do dziekana i wysłanie dokumentów za granicę. Dokumenty już zatwierdzone leżą w systemie iaeste, podania dwa z trzech dziekan podpisał, trzecie muszę poprawić i przynieść mu jeszcze raz.
O kolejnych, mam nadzieję, sukcesach, będę pisał w następnych postach...

sobota, 27 lutego 2010

Rozdział 3: Akceptacja

Dwa dni temu spotkałem się z  moim promotorem. Od początku roku mówił, że powinienem się bronić w czerwcu. Chyba nawet to było warunkiem na bycie jego magistrantem. To była ostatnia osoba, której nie spytałem czy zgadza się na mój wyjazd. W końcu po bardzo krótkiej rozmowie okazało się, że jeśli dziekan da mi przedłużenie studiów, to promotor nie ma nic do powiedzenia. Ale nawet nie wyglądał jakby go to jakoś poruszyło. Więc wychodzi na to, że wszyscy się już zgodzili. W tym tygodniu przygotowuję dokumenty (a trochę tego jest) i wysyłamy to za granicę:) No i zobaczymy co dalej...

wtorek, 16 lutego 2010

Rozdział 2: Formalności

Może na początek napiszę skąd nazwa blogu. To nie mój wymysł tylko przerobiony tytuł filmu Wima Wendersa Lisbon Story (http://www.filmweb.pl/f988/Lisbon+Story,1994). Opowiada on o dźwiękowcu, który wyjeżdża na poszukiwanie swojego przyjaciela zdjęciowca do Lizbony:) Polecam!
A formalności.. jak to zwykle przed każdym wyjazdem trzeba się nabiegać po biurach, uczelniach i bankach. Jeszcze nie wiem czy na pewno wyjadę, a już muszę to załatwiać. Wiem już, że dziekan na Politechnice powinien się zgodzić na przedłużenie studiów, wiem jak załatwić urlop dziekański na WSInf. Teraz czeka mnie rozmowa z promotorem i tworzenie całej masy niepotrzebnych papierów, które będą wysłane w różne miejsca europy. Do tego chcę dostać grant z Erasmusa, co mnoży jeszcze bardziej liczbę wszystkich dokumentów. Ale mam nadzieję, że się opłaci. Na domiar złego muszę zdać egzamin językowy. Jakby jeszcze się nie przekonali, że umiem mówić po angielsku... ale biurokracja to biurokracja..

wtorek, 9 lutego 2010

Część IV: Lizbona. Rodział 1: Pomyłka

Wszystko zaczęło się gdzieś w Szwajcarii. W Zurychu? Niedaleko w każdym razie. Niedaleko Zurychu, nie Polski. Chociaż to też względne.
Szacowne grono pojechało reprezentować IAESTE Polska na Konferencji Generalnej i walczyć o jak najlepsze oferty dla naszych studentów. I dla nas oczywiście. Oferty sprzedawały się, cytuję, "jak świeże bułeczki", więc nie było problemu, żeby dostać za nie coś dobrego. Pośród 420 ofert praktyk jakie zdobyli nasi reprezentacji trafiły się cztery do pewnej firmy w Lizbonie. Później wszystkie te dokumenty trzeba było w jakiś sposób przenieść do naszego systemu. Usiedli przy komputerach i jedna po drugiej przepisywali opisy praktyk. Opis pracy, wynagrodzenie, długość.. i tak dalej. Cztery oferty trafiły do bazy danych. Dwie dłuższe, dwie krótsze.
Przed Konferencją Krajową, na którą wybierałem się walczyć tym razem o dobre oferty dla naszych studentów Łódzkich, wybrałem jedną z tych czterech ofert dla siebie. W końcu coś robię w tej organizacji. Mam "priorytet". Dobra oferta, nie za długa, akurat na wakacje. Dokładnie moja dziedzina, jeszcze do tego w Lizbonie, a przecież czeka tam na mnie Cabo da Roca, którego nie udało mi się zdobyć w roku 2007/2008. Dostałem to co chciałem. Konferencja przebiegła nie bez problemów, ale dojechaliśmy szczęśliwie do Łodzi. Tyle tylko, że przed dotarciem, pewnie gdzieś w okolicach Torunia albo Włocławka odkryliśmy pewien błąd. Ten, który zaczął się w Szwajcarii i bezpośrednio dotknął mnie tam między Toruniem a Włocławkiem. Krótsza oferta była jednak dłuższa. Jest dłuższa. Jednostki mają znaczenie jak się okazało. Na fizyce nas tego uczyli, a teraz przekonałem się na własnej skórze. Moje 9-12 tygodni okazało się być miesiącami.
Teraz myślę i załatwiam. Jechać, nie jechać? Jeśli się zdecyduję, to pewnie będziecie czytać dalej:)